Szóstą kolejkę na piątym szczeblu rozgrywek kończyło spotkanie E.ON Polska, czyli lidera z kompletem punktów, przeciwko Airwentowi – drużynie bez chociażby jednego oczka. Nie trzeba być wybitnym analitykiem, aby jeszcze przed spotkaniem wskazać, na kogo konto miał trafił komplet punktów. Tymczasem pierwsze pięć minut rywalizacji było solidnym wstrząsem dla pretendentów, którzy rozpoczęli od utraty dwóch goli. Najpierw z dystansu trafił Adrian Żurański, a chwilę później ten sam gracz został nieupilnowany w polu karnym po rzucie rożnym. Wynik 2:0 w rozgrywkach szóstkowych to jednak nie jest duża strata, zwłaszcza jeśli drużyna posiada jakość i szeroką ławkę rezerwowych. Po chwili konsternacji w szeregach E.ONu zapanował względny spokój, który pozwolił na szybkie odrobienie strat. Przed przerwą udało się to zrobić z „nawiązką” w czym spory udział miał Damian Metryka. Na listę strzelców wpisał się również Piotr Puczko po bardzo ładnym uderzeniu w długi róg bramki. Wynik 2:4 oraz coraz lepsza gra gości pozwalały sądzić, że w drugiej połowie dopełnią formalności i zakończą mecz zwycięstwem. Tym bardziej, że w 25. minucie na 2:5 trafił Łukasz Rurant. Niedługo później wydarzyło się jednak coś niewytłumaczalnego. W niespełna pięć minut drużyna Dariusza Malewskiego, niczym wytrawny bokser, wypunktowała przeciwnika trafiając do siatki czterokrotnie. Nieco sprzyjało im szczęście, jak przy trafieniu na 6:5, ale jak wiadomo, ono jest bardzo ważne w sporcie. Do końca spotkania pozostało pięć minut, a goście byli zszokowani tym, jak w prosty sposób dali sobie odebrać prowadzenie. Finalnie, w ostatniej akcji meczu, Grzegorz Kowerski doprowadził do wymęczonego remisu 6:6, który pozwolił E.ON Polska utrzymać się na fotelu lidera. Airwent, który nie opuścił ostatniego miejsca w tabeli, środowy wieczór zakończył z uniesioną głową po utarciu nosa faworytom, lecz niedosyt z pewnością również był odczuwalny.